czwartek, 19 września 2013

1.The Beginning




Jesień.

Nadszedł moment aby spisać to, co wydarzyło się przez tak wiele czasu. Nadeszła chwila, aby historia miłości, mojej miłości w końcu ujrzała światło dzienne. Bo przecież to miłość przez duże M, miłość piękna, czysta, kilkakrotnie roztrzaskana i posklejana jednak wciąż nieskazitelna i przede wszystkim wieczna..

*

Wiosna.

Kiedy coś kochasz i jest to twoją największą pasją dążysz do tego aby było to perfekcyjne, nie tylko dobre, czy bardzo dobre, perfekcyjne. Wszystko musi idealnie ze sobą współgrać, każdy dźwięk czy ruch musi uzupełniać poprzedni i być zapowiedzią następnego, inaczej twoja koncepcja i nachalna, wręcz prawie chora perfekcja zostanie naruszona a nawet zburzona podczas gdy ty pogrążysz się w otchłani złości i nazwiesz siebie niedouczonym.
Właśnie taka była. Tancerka perfekcjonistka o wielkim sercu i ogromnych wymaganiach stawianym nie innym lecz sobie, kobieta tocząca odwieczną walkę z własnym „ja” i pokonywaniem coraz to nowych słabości. Upadała i podnosiła się wiele razy hartując swój charakter i wyrabiając sobie własne zdanie o życiu i ludziach wśród których każdy z nas żyje. Nieufna, otoczona szczelnym murem pozornej twardości w środku krucha i wrażliwa..

-Blanka! – krzyk rozszedł się falą po hali treningowej sprawiając że dziewczyna poczuła dreszcze na całym ciele – To jest obłędne!
-Co jest obłędne Noe?  - wytarła pot z czoła szukając wzrokiem butelki z wodą – O mało nie dostałam zawału słysząc twój słodki gejowski głosik. – zakpiła z nieukrywanym rozbawieniem.
-Nie naśmiewaj się z Noe..- pogroził jej palcem, wydymając usta i kręcąc głową w typowo gejowski sposób – Zrobisz takie wow na tej całej gali, że wszystkim szczęki do ziemi opadną! – przeciął powietrze dłonią obserwując jak przyjaciółka schyla się po wodę i powoli odkręca butelkę.
-Nie „ja” zrobię tylko „my” zrobimy. Będzie nas tam z trzydzieści osób, myślisz, że ktoś wypatrzy mnie w tym tłumie? –prychnęła – To co miałam w życiu osiągnąć chyba już osiągnęłam. Nikt na górze nie przygotował dla mnie niczego nowego, czuje to Noe.. – ciężkie westchnięcie żalu wypłynęło z pomiędzy jej warg.
-Uważam, że nie ma czasu na poddawanie się i gdybanie, jesteś nieziemska w tym co robisz, ruszasz się jak anioł… Nie dostałaś tego za darmo, wiele lat ciężkich treningów, łez i rzucania tego w cholerę przyniosło w końcu efekty, nie rezygnuj z marzeń, nie po tym wszystkim… - podparł ręce na biodrach patrząc na nią z pełną wiara w każde swoje słowo.

Przyglądała się mu chłonąc pewność bijącą z jego głosu. Czy była wystraszona? Trochę. Gotowa? Na pewno. Zdawała sobie sprawę, ze lepszy moment od tego nie nadejdzie, to może być jej szansa na coś dużego.. Większego niż lekcje tańca udzielane dzieciom, mordercze treningi i występy na imprezach średniego pokroju. W końcu nadarzyła się szansa aby zauważył ją szeroki świat. Musiała dać z siebie wszystko bez względu na to co miało się wydarzyć.
-Gala jest jutro, masz bilet, jeżeli Cię nie będzie, znajdę Cię i wypatroszę jak rybę.
-Skarbie, w życiu bym tego nie przegapił! – puścił jej oczko po czym roześmiał się.

*

W dzień gali była kłębkiem nerwów. Na próbach nie mogła się skupić, sukienka była za krótka a na domiar złego czuła się chora. Bardzo chora. A powód był jak najprostszy – stres. Nigdy tak do końca nie potrafiła sobie z nim poradzić, raz było lepiej raz gorzej w zależności od momentu i tego czy czuła się w czymś pewniej czy raczej niepewnie. Gdy przeważało to drugie miała problemu z żołądkiem, bolała ją głowa i za nic w świecie nie mogła przełknąć niczego oprócz wody i herbaty. Tym razem było jednak inaczej. Nie mogła przecież zemdleć w środku show jak podrzędna amatorka. Od rana wcisnęła w siebie porządne śniadanie, po drodze na halę docisnęła zbożowego batonika a wszystko zalała woda i herbatą. Zdecydowanie była pełna. Dzisiejszy trening można było porównać do skakania nad przepaścią bez liny zabezpieczającej –horror. Cztery mordercze godziny powtarzania piętnastominutowego układu raz za razem niczym marionetki wprawiane w ruch sprawną ręką, później szybka kąpiel, smaczny posiłek i czas na krótki odpoczynek przed drogą, który notabene był nie możliwy przy poziomie stresu panującego wśród zespołu.
-Niech to się już wszystko skończy – zamruczała pod nosem kątem oka obserwując jak coraz więcej ludzi zaczyna nerwowo krążyć po pomieszczeniu – Czy o tak wiele proszę?

Gdy już wyszli z hali okazało się, że prośby najwidoczniej przynoszą zamierzony skutek. Reszta dnia upłynęła niczym mrugnięcie i ani się nie obejrzała a już stała przed kotarą za którą już za kilka sekund miał rozpocząć się występ na deskach teatru jej całego życia…


*

-Mam dość tych gali.. – odstawił kieliszek w geście wyraźnej dezaprobaty dla tego co działo się wokół niego – Wszystko jest takie sztuczne i każdy jest dla każdego słodko pierdzący. – skrzywił się – Tylko chodzą i klepią cię po plecach mówiąc „Super jesteś! Nagramy coś razem?’ albo „Wow, wasz ostatni teledysk był  niesamowity, dasz mi namiary na producenta?’ Wszystko to fałszywe i po jednych pieniądzach. – skwitował.
-Tom... – ekstrawagancko ubrany chłopak siedzący naprzeciwko nerwowo stukał paznokciami w blat stołu przyglądając się dziarsko towarzyszowi – Dasz że wreszcie nam wszystkim spokój? Dosyć mamy twojego paplania i wymądrzania się, masz słabszy dzień, ok. Wszystko jest dla ludzi, ale daj żyć innym. Ja, Gustav i Georg mamy trochę odmienne zdanie od twojego a jednak potrafimy je zachować dla siebie podczas gdy ty obrzydzasz nam wszystkim imprezę, wiec z łaski swojej zamknij się.
-‘Wiec z łaski swojej zamknij się..’ – przedrzeźnił brata doprowadzając go tym samym do coraz większej furii – Dobra, dobra! – uniósł dłoń powstrzymując Billa przed kolejnym wyrażeniem myśli poirytowanego mężczyzny – Nie chce tego słuchać. I co więcej, po występie tego całego… Nie wiem co to, wychodzę bo źle się czuję. – kłamał jak z nut udając kaszlnięcie – Chyba mam grypę.
-Jasne, bo przecież Tomowi wolno wszystko.. – Bill był na skraju wybuchu – Nic się dla ciebie nie liczy oprócz ciebie samego. – skwitował brata.
-I vice versa. – odparł Tom zakańczając tym samym temat i skupiając się na występie rozpoczynającym się na scenie. Według planu cala taneczna szopka miała zakończyć się w przeciągu piętnastu minut po czym rozpoczynała się krótka przerwa równająca się małym zamieszaniem które było dla chłopaka wręcz zbawienne bowiem wymknie się szybko i nie zauważony przez nikogo wróci do mieszkania gdzie odda się prawdziwym snobistycznym przyjemnością. Z radością myślał o swoim łóżku, prysznicu i szklaneczce ulubionego whisky z fabryki na północnych kresach Wielkiej Brytanii. Ostatnio polubił ciszę i samotność, tak, samotność była dla niego wybawieniem. Nikomu się nie spowiadał, nikt nie próbował zgadywać jego myśli i nie dręczył go pytaniami, żył sam dla siebie nie ponaglany i nie atakowany przez nikogo innego oprócz siebie samego. Były momenty w których brakowało mu Billa, w końcu całe życie spędzili razem a jako bliźniacy łączyła ich szczególna więź lecz ostatnio jednak każdy z nich chciał ruszyć w swoja stronę więc świadomie tak właśnie zrobili. Z przemyśleń wyrwały go dźwięki powolnej, poważnej muzyki w rytm której kilkanaście osób poruszało się na scenie w tej samej sekwencji. Nie mógł się oszukiwać, obserwowanie występu sprawiało mu przyjemność jednak nie był pewien czy była to wartość artystyczna czy może zasługa w większości pięknej damskiej obsady. Skupił się bardziej, chciał wychwycić szczegóły i poczuć historię, zrozumieć ją. Oglądał uważnie, każde podnoszenie, obrót, układ rąk partnerów. Musiał przyznać, że była to piękna i misterna praca choreografa i zespołu. Gdy występ dobiegł końca gromkimi oklaskami podziękował za pokaz, poczekał chwilę aż przerwa trochę się rozrusza i nie uprzedzając nikogo zniknął w tłumie. Idąc korytarzami, mijając setki garderób, różnych ludzi i artystów powoli odpływał myślami do momentu w którym w końcu znajdzie się w domu, chciał spokoju, pragnął go gdyż od tak dawna nie mógł go zaznać . Pozornie wszystko było w porządku jednak zawsze podświadomie pragnął czegoś więcej. Czego? Nie wiedział. Zagubiony w swoich myślach otwarł prawie bezwiednie drzwi prowadzące na parking, ze zdziwieniem poczuł opór który po chwili ustąpił i został przypieczętowany odgłosem upadku oraz jękiem bólu. Szybko oprzytomniał i spojrzał wprost pod swoje nogi gdzie siedziała jedna z tancerek które obserwował podczas występu. Jej spokojną, skupioną twarz oblegał teraz grymas bólu i złości.
-Przepraszam, nie widziałem Cię, nic ci nie jest? – przytrzymując drzwi ukucnął przy dziewczynie.
-Chyba skręciłam kostkę. – wzięła głęboki wdech – Cholernie boli. – syknęła z bólu próbując w bardzo niedołężny sposób podnieść się z ziemi.
-Pomogę. – nie czekając na pozwolenie delikatnie chwycił dziewczynę i pomógł stanąć jej na nogach – Jesteś tancerką, widziałem Cię przed chwilą. Macie tu swojego lekarza?
-Nie, jesteśmy stąd. Bez sensu było go wzywać tym bardziej że miała być tu opieka medyczna. – odparła – Muszę jechać to prześwietlić. A takiego sprzętu raczej tu nie mają. –westchnęła.
-Zawiozę Cię. – zaproponował bez ogródek – To moja wina.
-Nie, naprawdę, dam sobie radę. – pokręciła przecząco głową – Powinnam nie stać przy tych drzwiach jak skończona idiotka, mogłam to przewidzieć.
-Daj spokój, nie przyjmę wymówek. – nalegał patrząc na nią wzrokiem nie przyjmującym odmowy. Przez chwilę siliła się na stanowcze spojrzenie jednak ból nie dawał za wygraną.
-Skąd mam wiedzieć, że nie jesteś jakimś zboczeńcem czy psychopatą?
-Nie wiesz tego, musisz mi zaufać.

Odprowadzona przez, jak się okazało, Toma do samochodu siedziała wygodnie w fotelu czekając aż on powiadomi którą z jej koleżanek o tym co się stało i dokąd jadą. Było to jeden z jej warunków dzięki któremu miała być pewna, że nie jest on żadnym zboczeńcem. Jednak czy czegokolwiek można być w życiu pewnym? Gdy zauważyła go wychodzącego z budynku wiedziała już, że nie. Nie przyglądała mu się wcześniej gdyż chyba nie było ku temu specjalnej sposobności, jednak teraz gdy szedł prosto na nią mogła obejrzeć go od stóp do głów. Był wysoki i może trochę za chudy jednak nie rzucało się to specjalnie w oczy, włosy miał krótkie, związane tuż nad karkiem w kolorze królewny śnieżki i duże dłonie które wyraźnie przypadły jej do gustu. Wyglądał na porządnego faceta z bogatą osobowością jednak trochę smutnego i jakby zagubionego, ale co ona może o nim wiedzieć? To tylko chłopak który znokautował ją drzwiami.

Jak się okazało prowadził równie dobrze jak wyglądał i robił to z przyjemnym dla duszy spokojem. W rozmowie tez okazał się całkiem stabilny umysłowo i niekiedy zabawny. Do tego doskonale znał topografie miasta bo do szpitala trafili sprawie i szybko. Po zaparkowaniu auta dżentelmeńsko pomógł jej wysiąść i odprowadził ją do recepcji skąd wezwano ortopedę i gdzie dziewczyna dostała własny nowy dyliżans – wózek inwalidzki którym zabrano ja na prześwietlenie. Tom został w poczekalni skazany na siebie samego. Czuł się nieco dziwnie odwożąc kompletnie obcą dziewczynę do szpitala po tym jak przez niego skręciła sobie nogę. To było bardzo nie w jego stylu. Ok, mama zawsze mówiła, że jest opiekuńczy ale nie w stosunku do obcych. Poprawił się na krześle i chrząknął znacząco. Już wiedział, to na pewno przez ten występ. Był świetny i bardzo profesjonalny, szkoda by było jakby zespól stracił tak dobrą tancerkę, przecież noga to jej narzędzie pracy, co by było jakby ktoś połamał mu palce? Na samą myśl przeszedł go nieprzyjemny dreszcz.  To było wyjaśnienie które najbardziej przypadło mu do gustu, bo przecież to, że jest naprawdę ładna wcale nie miało nic do rzeczy. Akurat. Po mniej więcej czterdziestu minutach Blanka pojawiła się z powrotem w poczekalni tym razem z nogą w bandażu, receptą i na środkach przeciwbólowych gdyż uśmiech miała od ucha do ucha.
-Skręcona. – oznajmiła wstając – Dziękuje, że mnie tu przywiozłeś i nie chce robić ci kłopotu z powrotem, mój przyjaciel odebrał moje rzeczy i niedługo po mnie będzie.
-Po prostu nie chcesz, żebym dowiedział się gdzie mieszkasz, dalej masz mnie za psychopatę? – uśmiechnął się jednym kącikiem przez co w policzku zrobił mu się uroczy dołeczek.
-Nie, naprawdę nie o to chodzi. – roześmiała się – Po prostu czuje, że masz swoje sprawy a ja trochę ci się napatoczyłam.. Dlatego jeszcze raz dziękuje i milo mi, że cię poznałam.
-Mi również. – uścisnął jej dłoń – Może do zobaczenia – ruszył w kierunku drzwi ponownie się uśmiechając.
-Może. – przytaknęła obserwując jak chłopak wychodzi ze szpitala.. 


*

Post "na żywca", napisany i wstawiony bez ani jednej korekty.