Jesień.
Nadszedł moment aby spisać to, co
wydarzyło się przez tak wiele czasu. Nadeszła chwila, aby historia miłości,
mojej miłości w końcu ujrzała światło dzienne. Bo przecież to miłość przez duże
M, miłość piękna, czysta, kilkakrotnie roztrzaskana i posklejana jednak wciąż
nieskazitelna i przede wszystkim wieczna..
*
Wiosna.
Kiedy
coś kochasz i jest to twoją największą pasją dążysz do tego aby było to
perfekcyjne, nie tylko dobre, czy bardzo dobre, perfekcyjne. Wszystko musi
idealnie ze sobą współgrać, każdy dźwięk czy ruch musi uzupełniać poprzedni i
być zapowiedzią następnego, inaczej twoja koncepcja i nachalna, wręcz prawie
chora perfekcja zostanie naruszona a nawet zburzona podczas gdy ty pogrążysz
się w otchłani złości i nazwiesz siebie niedouczonym.
Właśnie
taka była. Tancerka perfekcjonistka o wielkim sercu i ogromnych wymaganiach
stawianym nie innym lecz sobie, kobieta tocząca odwieczną walkę z własnym „ja”
i pokonywaniem coraz to nowych słabości. Upadała i podnosiła się wiele razy
hartując swój charakter i wyrabiając sobie własne zdanie o życiu i ludziach
wśród których każdy z nas żyje. Nieufna, otoczona szczelnym murem pozornej
twardości w środku krucha i wrażliwa..
-Blanka!
– krzyk rozszedł się falą po hali treningowej sprawiając że dziewczyna poczuła
dreszcze na całym ciele – To jest obłędne!
-Co
jest obłędne Noe? - wytarła pot z czoła
szukając wzrokiem butelki z wodą – O mało nie dostałam zawału słysząc twój
słodki gejowski głosik. – zakpiła z nieukrywanym rozbawieniem.
-Nie
naśmiewaj się z Noe..- pogroził jej palcem, wydymając usta i kręcąc głową w
typowo gejowski sposób – Zrobisz takie wow na tej całej gali, że wszystkim
szczęki do ziemi opadną! – przeciął powietrze dłonią obserwując jak
przyjaciółka schyla się po wodę i powoli odkręca butelkę.
-Nie
„ja” zrobię tylko „my” zrobimy. Będzie nas tam z trzydzieści osób, myślisz, że
ktoś wypatrzy mnie w tym tłumie? –prychnęła – To co miałam w życiu osiągnąć
chyba już osiągnęłam. Nikt na górze nie przygotował dla mnie niczego nowego,
czuje to Noe.. – ciężkie westchnięcie żalu wypłynęło z pomiędzy jej warg.
-Uważam,
że nie ma czasu na poddawanie się i gdybanie, jesteś nieziemska w tym co
robisz, ruszasz się jak anioł… Nie dostałaś tego za darmo, wiele lat ciężkich
treningów, łez i rzucania tego w cholerę przyniosło w końcu efekty, nie
rezygnuj z marzeń, nie po tym wszystkim… - podparł ręce na biodrach patrząc na
nią z pełną wiara w każde swoje słowo.
Przyglądała
się mu chłonąc pewność bijącą z jego głosu. Czy była wystraszona? Trochę.
Gotowa? Na pewno. Zdawała sobie sprawę, ze lepszy moment od tego nie nadejdzie,
to może być jej szansa na coś dużego.. Większego niż lekcje tańca udzielane
dzieciom, mordercze treningi i występy na imprezach średniego pokroju. W końcu
nadarzyła się szansa aby zauważył ją szeroki świat. Musiała dać z siebie
wszystko bez względu na to co miało się wydarzyć.
-Gala
jest jutro, masz bilet, jeżeli Cię nie będzie, znajdę Cię i wypatroszę jak
rybę.
-Skarbie,
w życiu bym tego nie przegapił! – puścił jej oczko po czym roześmiał się.
*
W
dzień gali była kłębkiem nerwów. Na próbach nie mogła się skupić, sukienka była
za krótka a na domiar złego czuła się chora. Bardzo chora. A powód był jak
najprostszy – stres. Nigdy tak do końca nie potrafiła sobie z nim poradzić, raz
było lepiej raz gorzej w zależności od momentu i tego czy czuła się w czymś
pewniej czy raczej niepewnie. Gdy przeważało to drugie miała problemu z
żołądkiem, bolała ją głowa i za nic w świecie nie mogła przełknąć niczego
oprócz wody i herbaty. Tym razem było jednak inaczej. Nie mogła przecież
zemdleć w środku show jak podrzędna amatorka. Od rana wcisnęła w siebie
porządne śniadanie, po drodze na halę docisnęła zbożowego batonika a wszystko
zalała woda i herbatą. Zdecydowanie była pełna. Dzisiejszy trening można było
porównać do skakania nad przepaścią bez liny zabezpieczającej –horror. Cztery
mordercze godziny powtarzania piętnastominutowego układu raz za razem niczym
marionetki wprawiane w ruch sprawną ręką, później szybka kąpiel, smaczny
posiłek i czas na krótki odpoczynek przed drogą, który notabene był nie możliwy
przy poziomie stresu panującego wśród zespołu.
-Niech
to się już wszystko skończy – zamruczała pod nosem kątem oka obserwując jak
coraz więcej ludzi zaczyna nerwowo krążyć po pomieszczeniu – Czy o tak wiele
proszę?
Gdy
już wyszli z hali okazało się, że prośby najwidoczniej przynoszą zamierzony
skutek. Reszta dnia upłynęła niczym mrugnięcie i ani się nie obejrzała a już
stała przed kotarą za którą już za kilka sekund miał rozpocząć się występ na
deskach teatru jej całego życia…
*
-Mam
dość tych gali.. – odstawił kieliszek w geście wyraźnej dezaprobaty dla tego co
działo się wokół niego – Wszystko jest takie sztuczne i każdy jest dla każdego
słodko pierdzący. – skrzywił się – Tylko chodzą i klepią cię po plecach mówiąc
„Super jesteś! Nagramy coś razem?’ albo „Wow, wasz ostatni teledysk był niesamowity, dasz mi namiary na producenta?’
Wszystko to fałszywe i po jednych pieniądzach. – skwitował.
-Tom...
– ekstrawagancko ubrany chłopak siedzący naprzeciwko nerwowo stukał paznokciami
w blat stołu przyglądając się dziarsko towarzyszowi – Dasz że wreszcie nam
wszystkim spokój? Dosyć mamy twojego paplania i wymądrzania się, masz słabszy
dzień, ok. Wszystko jest dla ludzi, ale daj żyć innym. Ja, Gustav i Georg mamy
trochę odmienne zdanie od twojego a jednak potrafimy je zachować dla siebie
podczas gdy ty obrzydzasz nam wszystkim imprezę, wiec z łaski swojej zamknij
się.
-‘Wiec
z łaski swojej zamknij się..’ – przedrzeźnił brata doprowadzając go tym samym
do coraz większej furii – Dobra, dobra! – uniósł dłoń powstrzymując Billa przed
kolejnym wyrażeniem myśli poirytowanego mężczyzny – Nie chce tego słuchać. I co
więcej, po występie tego całego… Nie wiem co to, wychodzę bo źle się czuję. –
kłamał jak z nut udając kaszlnięcie – Chyba mam grypę.
-Jasne,
bo przecież Tomowi wolno wszystko.. – Bill był na skraju wybuchu – Nic się dla
ciebie nie liczy oprócz ciebie samego. – skwitował brata.
-I
vice versa. – odparł Tom zakańczając tym samym temat i skupiając się na
występie rozpoczynającym się na scenie. Według planu cala taneczna szopka miała
zakończyć się w przeciągu piętnastu minut po czym rozpoczynała się krótka
przerwa równająca się małym zamieszaniem które było dla chłopaka wręcz
zbawienne bowiem wymknie się szybko i nie zauważony przez nikogo wróci do
mieszkania gdzie odda się prawdziwym snobistycznym przyjemnością. Z radością
myślał o swoim łóżku, prysznicu i szklaneczce ulubionego whisky z fabryki na
północnych kresach Wielkiej Brytanii. Ostatnio polubił ciszę i samotność, tak,
samotność była dla niego wybawieniem. Nikomu się nie spowiadał, nikt nie
próbował zgadywać jego myśli i nie dręczył go pytaniami, żył sam dla siebie nie
ponaglany i nie atakowany przez nikogo innego oprócz siebie samego. Były
momenty w których brakowało mu Billa, w końcu całe życie spędzili razem a jako
bliźniacy łączyła ich szczególna więź lecz ostatnio jednak każdy z nich chciał
ruszyć w swoja stronę więc świadomie tak właśnie zrobili. Z przemyśleń wyrwały
go dźwięki powolnej, poważnej muzyki w rytm której kilkanaście osób poruszało
się na scenie w tej samej sekwencji. Nie mógł się oszukiwać, obserwowanie
występu sprawiało mu przyjemność jednak nie był pewien czy była to wartość
artystyczna czy może zasługa w większości pięknej damskiej obsady. Skupił się
bardziej, chciał wychwycić szczegóły i poczuć historię, zrozumieć ją. Oglądał
uważnie, każde podnoszenie, obrót, układ rąk partnerów. Musiał przyznać, że
była to piękna i misterna praca choreografa i zespołu. Gdy występ dobiegł końca
gromkimi oklaskami podziękował za pokaz, poczekał chwilę aż przerwa trochę się
rozrusza i nie uprzedzając nikogo zniknął w tłumie. Idąc korytarzami, mijając
setki garderób, różnych ludzi i artystów powoli odpływał myślami do momentu w
którym w końcu znajdzie się w domu, chciał spokoju, pragnął go gdyż od tak
dawna nie mógł go zaznać . Pozornie wszystko było w porządku jednak zawsze
podświadomie pragnął czegoś więcej. Czego? Nie wiedział. Zagubiony w swoich
myślach otwarł prawie bezwiednie drzwi prowadzące na parking, ze zdziwieniem
poczuł opór który po chwili ustąpił i został przypieczętowany odgłosem upadku
oraz jękiem bólu. Szybko oprzytomniał i spojrzał wprost pod swoje nogi gdzie
siedziała jedna z tancerek które obserwował podczas występu. Jej spokojną,
skupioną twarz oblegał teraz grymas bólu i złości.
-Przepraszam,
nie widziałem Cię, nic ci nie jest? – przytrzymując drzwi ukucnął przy
dziewczynie.
-Chyba skręciłam kostkę. – wzięła głęboki wdech – Cholernie boli. – syknęła z bólu próbując w bardzo niedołężny sposób podnieść się z ziemi.
-Chyba skręciłam kostkę. – wzięła głęboki wdech – Cholernie boli. – syknęła z bólu próbując w bardzo niedołężny sposób podnieść się z ziemi.
-Pomogę.
– nie czekając na pozwolenie delikatnie chwycił dziewczynę i pomógł stanąć jej
na nogach – Jesteś tancerką, widziałem Cię przed chwilą. Macie tu swojego
lekarza?
-Nie, jesteśmy stąd. Bez sensu było go wzywać tym bardziej że miała być tu opieka medyczna. – odparła – Muszę jechać to prześwietlić. A takiego sprzętu raczej tu nie mają. –westchnęła.
-Zawiozę Cię. – zaproponował bez ogródek – To moja wina.
-Nie, naprawdę, dam sobie radę. – pokręciła przecząco głową – Powinnam nie stać przy tych drzwiach jak skończona idiotka, mogłam to przewidzieć.
-Daj spokój, nie przyjmę wymówek. – nalegał patrząc na nią wzrokiem nie przyjmującym odmowy. Przez chwilę siliła się na stanowcze spojrzenie jednak ból nie dawał za wygraną.
-Skąd mam wiedzieć, że nie jesteś jakimś zboczeńcem czy psychopatą?
-Nie wiesz tego, musisz mi zaufać.
-Nie, jesteśmy stąd. Bez sensu było go wzywać tym bardziej że miała być tu opieka medyczna. – odparła – Muszę jechać to prześwietlić. A takiego sprzętu raczej tu nie mają. –westchnęła.
-Zawiozę Cię. – zaproponował bez ogródek – To moja wina.
-Nie, naprawdę, dam sobie radę. – pokręciła przecząco głową – Powinnam nie stać przy tych drzwiach jak skończona idiotka, mogłam to przewidzieć.
-Daj spokój, nie przyjmę wymówek. – nalegał patrząc na nią wzrokiem nie przyjmującym odmowy. Przez chwilę siliła się na stanowcze spojrzenie jednak ból nie dawał za wygraną.
-Skąd mam wiedzieć, że nie jesteś jakimś zboczeńcem czy psychopatą?
-Nie wiesz tego, musisz mi zaufać.
Odprowadzona
przez, jak się okazało, Toma do samochodu siedziała wygodnie w fotelu czekając
aż on powiadomi którą z jej koleżanek o tym co się stało i dokąd jadą. Było to
jeden z jej warunków dzięki któremu miała być pewna, że nie jest on żadnym
zboczeńcem. Jednak czy czegokolwiek można być w życiu pewnym? Gdy zauważyła go
wychodzącego z budynku wiedziała już, że nie. Nie przyglądała mu się wcześniej
gdyż chyba nie było ku temu specjalnej sposobności, jednak teraz gdy szedł
prosto na nią mogła obejrzeć go od stóp do głów. Był wysoki i może trochę za
chudy jednak nie rzucało się to specjalnie w oczy, włosy miał krótkie, związane
tuż nad karkiem w kolorze królewny śnieżki i duże dłonie które wyraźnie
przypadły jej do gustu. Wyglądał na porządnego faceta z bogatą osobowością
jednak trochę smutnego i jakby zagubionego, ale co ona może o nim wiedzieć? To
tylko chłopak który znokautował ją drzwiami.
Jak
się okazało prowadził równie dobrze jak wyglądał i robił to z przyjemnym dla
duszy spokojem. W rozmowie tez okazał się całkiem stabilny umysłowo i niekiedy
zabawny. Do tego doskonale znał topografie miasta bo do szpitala trafili
sprawie i szybko. Po zaparkowaniu auta dżentelmeńsko pomógł jej wysiąść i
odprowadził ją do recepcji skąd wezwano ortopedę i gdzie dziewczyna dostała
własny nowy dyliżans – wózek inwalidzki którym zabrano ja na prześwietlenie.
Tom został w poczekalni skazany na siebie samego. Czuł się nieco dziwnie
odwożąc kompletnie obcą dziewczynę do szpitala po tym jak przez niego skręciła
sobie nogę. To było bardzo nie w jego stylu. Ok, mama zawsze mówiła, że jest
opiekuńczy ale nie w stosunku do obcych. Poprawił się na krześle i chrząknął
znacząco. Już wiedział, to na pewno przez ten występ. Był świetny i bardzo
profesjonalny, szkoda by było jakby zespól stracił tak dobrą tancerkę, przecież
noga to jej narzędzie pracy, co by było jakby ktoś połamał mu palce? Na samą
myśl przeszedł go nieprzyjemny dreszcz. To
było wyjaśnienie które najbardziej przypadło mu do gustu, bo przecież to, że
jest naprawdę ładna wcale nie miało nic do rzeczy. Akurat. Po mniej więcej
czterdziestu minutach Blanka pojawiła się z powrotem w poczekalni tym razem z
nogą w bandażu, receptą i na środkach przeciwbólowych gdyż uśmiech miała od
ucha do ucha.
-Skręcona.
– oznajmiła wstając – Dziękuje, że mnie tu przywiozłeś i nie chce robić ci
kłopotu z powrotem, mój przyjaciel odebrał moje rzeczy i niedługo po mnie
będzie.
-Po prostu nie chcesz, żebym dowiedział się gdzie mieszkasz, dalej masz mnie za psychopatę? – uśmiechnął się jednym kącikiem przez co w policzku zrobił mu się uroczy dołeczek.
-Nie, naprawdę nie o to chodzi. – roześmiała się – Po prostu czuje, że masz swoje sprawy a ja trochę ci się napatoczyłam.. Dlatego jeszcze raz dziękuje i milo mi, że cię poznałam.
-Mi również. – uścisnął jej dłoń – Może do zobaczenia – ruszył w kierunku drzwi ponownie się uśmiechając.
-Może. – przytaknęła obserwując jak chłopak wychodzi ze szpitala..
*
Post "na żywca", napisany i wstawiony bez ani jednej korekty.
-Po prostu nie chcesz, żebym dowiedział się gdzie mieszkasz, dalej masz mnie za psychopatę? – uśmiechnął się jednym kącikiem przez co w policzku zrobił mu się uroczy dołeczek.
-Nie, naprawdę nie o to chodzi. – roześmiała się – Po prostu czuje, że masz swoje sprawy a ja trochę ci się napatoczyłam.. Dlatego jeszcze raz dziękuje i milo mi, że cię poznałam.
-Mi również. – uścisnął jej dłoń – Może do zobaczenia – ruszył w kierunku drzwi ponownie się uśmiechając.
-Może. – przytaknęła obserwując jak chłopak wychodzi ze szpitala..
*
Post "na żywca", napisany i wstawiony bez ani jednej korekty.